czwartek, 26 września 2013

Początki nie są łatwe;)

Każdy zawsze znajduje się na początku jakiejś drogi. Niezależnie od tego jaką Ty wybierzesz, nie zniechęcaj się, pokonaj wszystkie przeszkody początkującego i ciesz się tą drogą.
U mnie też nie zawsze było "z górki".
Przygodę z fitnessem rozpoczęłam jakieś 7 lat temu.
Po pierwszych zajęciach, w dodatku na stepie (co za idiotyzm, pierwszy raz na takich zajęciach i step, masakra) powiedziałam, chyba żarty! Nogi miałam z waty, ledwo oddychałam i ogólnie wymagałam chyba interwencji pogotowia;) ale...
No właśnie, pojawiło się ALE! To ale to świetne samopoczucie, cudowne zmęczenie i uśmiech, który Już po chwili zaczął wypierać zadyszkę.
Następnego dnia oczywiście problemy ze wstaniem z łóżka, przeklinałam ten wynalazek szatana jakim jest step, przeklinałam swoją kondycje i ciało, które odmawiało posłuszeństwa. I właśnie w tych bólach dnia następnego doznałam olśnienia, skoro narzekasz na kondycje i swoje ciało, to może powalczysz i wrócisz na zajęcia.
I to była najlepsza rzecz jaką zrobiłam.
Początki były masakrą, dziewczyny na zajęciach ćwiczyły jak opętane, jak by były zsynchronizowane z instruktorką, a ja, można by powiedzieć, stałam i kręciłam się w kółko. Nie poddałam się, i tak pokochałam step, później zajęcia wzmacniające, a później już było mi za mało i zrobiłam kurs instruktorski.
W trakcie kursu pojawiła się ciąża. Nadal nie zrezygnowałam ani z kursu ani z ćwiczeń. Po porodzie minęły dwa miesiące i dostałam pierwszą pracę w klubie fitness. Ale oczywiście to za dużo szczęścia naraz, więc pojawił się ból, który się nasilał każdego dnia i przy każdym ruchu, aż do momentu kiedy ruch nie był już potrzebny by bolalo. Bolał kręgosłup, noga, drętwiały palce u stopy.
Półtora roku później okazało się, że operacja kręgosłupa to jedyne wyjście. Nie zastanawiałam się- TAK. W tym samym czasie dostałam wymarzoną pracę w innym klubie Open Dance Studio, niezdążyłam poprowadzić ani jednych zajęć, bo przecież operacja, ale oni, i za to dziękuję, poczekali na mnie, dali mi szansę.
Mam implant i od operacji minęło 7 m-cy, a ja od 4 prowadzę zajęcia w ODS. Jest super! Ból nie doskwiera, robię to co kocham i cały czas chcę więcej!
Nieco się rozpisałam, ale to dla Was. Kawałek mnie. Może dzięki mojej historii zobaczycie, że warto iść uparcie do przodu. Pomału, w swoim tempie, ale byle do przodu.
Każdy najmniejszy krok jest ważny. Każdy najmniejszy sukces doda Ci skrzydeł, motywacji do dalszej pracy.
Bo każdy gdzieś zaczyna.
Powodzenia :*

Ps. Jak zmagania z PLANK?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz